Spotkanie obydwu drużyn elektryzowało świat piłkarski od momentu, kiedy dowiedzieliśmy się, że futbolowi bogacze zagrają przeciw sobie. Naszpikowany futbolowymi gwiazdami Real Madryt przyleciał do Manchesteru bez swojego największego asa – Cristiano Ronaldo. Mimo wszystko spotkanie każdy spodziewał się spotkania z gatunku „must see”. A jak było w praktyce?
W praktyce było nijak. Zarówno Królewscy, jak i Obywatel rozgrywali swoje akcje bardzo wolno, uważając na każdy ruch przeciwnika. Optycznie to Real zdawał się mieć przewagę na początku spotkania, jednak z czasem gospodarze także dochodzili do głosu. I poprzez dochodzenie do głosu nie mam na myśli zapierających dech w piersiach akcji, a raczej rozgrywanie piłki do 30 metra przed bramką przeciwnika, wtedy obrona przejmowała futbolówkę i tak na zmianę.
Piłkarze obydwu drużyn zaczęli szukać szczęścia strzałami z dystansu, jednak i te nie znajdywały drogi do brami i najczęściej kończyły na nogach obrońców lub zwyczajnie były niecelne. Wraz z początkiem drugiej połowy mogliśmy mieć nadzieję, że sytuacja nieznacznie się zmieni, gdyż wiatr zmian zdawałoby się przyniesie mocne, aczkolwiek niecelne, uderzenie Kuna Aguero, a następnie kilka minut później strzał głową Sergio Ramosa, który z kolei trafił prosto w ręce Joe Harta.